Lipcowe zgrupowanie i nowe doświadczenia (2015)

Na tegoroczny trening w Rieti udaliśmy się na początku lipca w dniu moich urodzin (piatek 03.07.2015). W miłej atmosferze składanych życzeń pokonywałem pierwsze kilometry. Jak się później okazało serdeczne życzenia się spełniły i polataliśmy sporo (osiem dni treningowych w zróżnicowanych warunkach od super szlaków po konwergencje, burze i loty na żaglu w miejscach w których nigdy wcześniej się nie odważyliśmy się wlatywać). Sama droga to praktycznie 95% autostrad już od Polski przez Czechy, Austrię i Włochy więc 1800km do pokonania z szybowcem „na haku” przebiegało sprawnie. Jedyne korki w rejonie Bologni troszkę wyhamowały naszą przeprawę. Upał sięgnął wtedy prawie 40 stopni Celsjujsza. Przerwa na sen nastąpiła przed Graz. Z Łukaszem Grabowskim spotkałem się na ostatnim parkingu w Austrii tuż przy włoskiej granicy. Do Rieti dotarliśmy 04.07 około dwudziestej. Kto miał sił poskładał jeszcze szybowiec i namiot, ja tylko namiot i spanie.

 

W sezonie 2014 zapoznałem się pierwszy raz z rejoniem Rieti na zawodach Coppa Internazionale del Mediterraneo gdzie wykonałem 10 lotów. W trakcie zawodów wsłuchiwałem się w opowieści Przemka i Jędrka na temat sposobu latania w tym miejscu oraz gromadziłem informację od innych kolegów. Startowałem wtedy na Arusie M, trening był warunkiem koniecznym i decydującym w procesie kwalifikacji do reprezentacji co nie dziwiło mnie wcale – żeby moć tam wystartować i walczyć o medale trzeba polatać i poznać to bardzo trudne miejsce (określenie „szybowcowego K2” nie jest pomyłką). Okres zimy i analiza wielu logów z innych zawodów w tym rejonie oraz ubiegłoroczne doświadczenia pozwoliły mi podejść z szerszym spojrzeniem na tegoroczny trening od strony taktycznej. Miejsce to wymaga sporej analizy w odniesieniu do zmiennej i dynamicznej pogody, która tam występuje, przyzwyczajenia „oka” do charakterystycznych miejsc w których można wiele zyskać i miejsc w których można też wiele stracić kierując się nieprzemyślaną decyzją, przyzwyczajenia do miejsc gdzie najlepiej latać tylko i wyłącznie na żaglu i nasłonecznionej stronie zboczy nawet przez czterdzieści kilometrów pomijając tradycyjny lot od cu do cu. Bardzo dokładnie przeanalizowaliśmy bazę miejsc przystępnych do lądowania a w każdym locie przelatując w ich zasięgu wzrokowym staraliśmy się potwierdzić ich stan. Jedno przetestowałem na wyjściu z Vallnerina, poszedłem mniej odważnie na dolot pod południowy wiatr który dawał zawietrzną na wyjściu z Valnerina w efekcie zatrzymałem się na małej góreczce już po stronie nawietrznej na którą pełen wody Discus był trochę za ciężki. Grabek wykorzystując efekt bardzo lekiej już Diany bez wody i przydatne klapy wyesował się powoli na drobnym żagielku – ja zaliczyłem pole zanim zdążyłem pozbyć się 170 litrów wody żeby jeszcze załapać się na ten żagielek. Bardzo cenne doświadczenie, kiedy to zwykle pomocny balast wodny może być przeszkodą. Był to 9ty kilometr więc chłopaki sami ocenili jakość pola (i możliwe kierunki podejścia do lądowania) przyjeżdzając po mnie, teraz już wiemy że jest one kołem ratunkowym jeśli napotakają nas niespodziewane problemy na wyjściu z Valnerina! Jeśli dobrze pamiętam to rok temu w tym miejscu wylądowało kilka szybowców ale wtedy było już zaorane i w trakcie mistrzostw też będzie raczej w takim stanie.

Dodaj komentarz