Trasa ta to konkretnie deklarowany trójkąt 766.3 km z punktami zwrotnymi w Paradyżu w pobliżu Piotrkowa Trybunalskiego oraz Rąpic położonych na polsko – niemieckiej granicy w pobliżu wchodzącego w nasz kraj CTR Drewitz.
Przelot ten wykonałem 17 sierpnia 2003 podczas rozgrywających się w tym momencie w Pile SMPJ w których niestety nie mogłem brać udziału ze względu na termin praktyki w OKL Rzeszów. Na szczęście miałem wolne weekendy i postanowiłem je wykorzystać na latanie szybowcowe.
Jantar 2B „S” – SIERRA na którym w tym dniu poleciałem pozwolił mi wykonać dzień wcześniej przelot po trasie trójkąta 612 km z prędkością 111,3 km/h pzty – Rusiec i powyżej wspomniane Rąpice. Moim zdaniem tego dnia możliwe było wykonanie 750km ze zbliżona prędkością, co stało się dla mnie pewnie motywacja na dzień następny. Ponieważ planowałem akurat w niedziele (17.08.2003) wyjazd do Rzeszowa i walczyłem z myślą 750km, postanowiłem że opłacony bilet zamienię na taxówkę z ostrowskiego dworca na lotnisko i wysiadłem z pociągu. Piękny błękit i ostre słońce chyba wtedy czekało na mnie. Pod hangarem znalazłem się o 8.30 o 9.30 stałem gotowy na starcie. Pierwsze cu pokazały się o 9.00 20km na południe od lotniska, o 10.00 na północ o 10.15 nad lotniskiem, 10.20 podjąłem decyzje o starcie. Ze zgoda na trasę nie było problemów otrzymałem o 10.05, z wyjątkiem zwrócenia uwagi na skoki w Piotrkowie Trybunalskim. Piotrek Nowak mój holownik został przeze mnie poinformowany, że ja będę decydował o momencie wczepienia, ponieważ noszenie musi być pewne a czasu mało – trzeba szybko się wykręcić i odejść na trasę. Na złość dolecieliśmy do wyskości 800m i nic konkretnego nie trafiliśmy. Wczepiłem się pod, cu który się rozpadał… Ale na osłodę zapracował drugi raz i podarował mi 1.9 m\s średniego i 1500m podstawy. Patrząc na wschód w kierunku mojego 1 pzta jak na zamówienie zrobił się piękny szlak, dlatego o 10.35 odmeldowałem się z wiatrem na trasę. Lot odbywał się po prostej z pierwsza dokrętka 200 m do podstawy na 40 kilometrze w 2.5 m/s, znowu szlak do 150 km dokrętka 215 m do 1600 m podstawy w 2.0 m/s, ostatnia dokrętka 100 m w pozycji z wiatrem tuż przed 1 pztem i Paradyż zaliczony 162.7 km za mną o 11.51, maszynka przerzuciła 381.6 km do Rąpic. Pomyślałem, że zaplanowany przelot jest za krotki o 250km, których brakowało do 1000 km – szło jak po maśle AVG SPEED – 125.5 km/h gdzie termika się dopiero kształtowała! Kreska przechodziła przez moje macierzyste lotnisko startu także leciałem praktycznie przez te same warunki tyle, ze pod wiatr. Na pd trawersie Sieradza zauważyłem, że… niestety się czyści, ostatni cu był w rejonie Chełmc przy Kaliszu i w 2.1 m/s średniego wykręciłem 2000 m.
Przelatując nad lotniskiem w Michałkowie o 13.18, uświadomiłem sobie że mam za sobą grubo ponad 300 km. Informacja z ostrowskiego kwadratu o bocianie, który wylądował w polu podczas termiki ucznia pilota i jego widok ograniczył mój optymizm, bo do granicy niemieckiej miałem 215km i później jeszcze drugie tyle do domu. Kontynuowałem lot na termice bezchmurnej wykorzystując opcje markowania kominów termicznych mark-thermals w każdym napotkanym kominie – ponieważ 3 bok pokrywał się z 2. Szacowałem, że najpóźniej w Rąpicach mogę być około 16.00, żebym miał czas na powrót w pozycji z wiatrem. Termika bezchmurna, w której dane było mi teraz lecieć pracowała nierównomiernie. Kominy najsilniejsze dawały do 2 m/s, ale zdarzało się, że kręciłem w meterkach. Będąc na trawersie Koźmina usłyszałem juniorów z Piły i dzięki uprzejmości startującej Anety Bednarczuk dowiedziałem się, że mają rewelacyjne warunki… – to prawda, masa z cumulusami przesunęła się na północny wschód. Starałem się teraz lecieć ostrożniej i trzymać się wysoko, był to spokojny spacerek. Na uwadze miałem dwa lotniska po drodze – Leszno i Zieloną Górę gdyby trzeba było podjąć decyzję o przedwczesnym lądowaniu. Liczyłem także na pomoc ze strony szybowców farbujących kominy w rejonach lotnisk, ale spotkałem tylko 2 długale przy Koźminie. Leszno minąłem o godzinie 14.30 a warunki to max 1,5m/s – im dalej na zachód tym słabiej. Spacerując w stronę 2 pzta uświadomiłem sobie, że mój lot pewnie ograniczy się do lądowania na jakimś lotnisku, gdyż założenia nie pokrywały się z rzeczywistością… Przy Zielonej Górze udało mi się przez odcinek około 30 km lecieć w paśmie noszeń – coś jak szlak tyle, że bez chmur, nawet trafiłem 2.1 m/s osiągając wysokość 1750m. Zielona ma to do siebie, że z reguły tam jest najlepiej latać na bezchmurnej ponieważ otaczają ją w dużej ilości kompleksy leśne. Mijając Krosno Odrzańskie na wysokości 1400m wleciałem w masę przegrzanego powietrza, termika jakby siadła ani w górę ani w dół – lot po doskonałości do pztu w Rąpicach. Punkt zwrotny zaliczyłem o 16.02 na wysokości 900m ze średnią prędkością na tym odcinku 91.55 km/h. Cel jaki sobie postawiłem w tym momencie to wykręcić się do jakiejś rozsądnej wysokości żeby dolecieć do Przylepu i tam klapnąć. Ponieważ zrobiło się krucho z wysokością odkręciłem krany i wypuściłem całą wodę. Po punkcie jakieś 4 km trafiłem w 0.9 m/s średniego, które skończyło się na 1100m. Do Zielonej miałem około 50 km wyszedłem z komina i leciałem po kreseczce na Przylep. W rejonie Krosna Odrzańskiego znalazłem się na 800 m ale na szczęście ptak zafarbował mi komin 1.1 m/s, w którym wykręciłem 1750 m – Przylep był w zasięgu a nawet miałem spory zapas żeby lecieć dalej w kierunku Leszna. Od tego momentu wykonywałem lot po oznaczonych miejscach, w których występowały kominy na 50% trafiałem w jakieś słabiutkie noszenia rzędu 0.4 – 0.6 m/s – mark-thermals pomógł mi… Zieloną Górę minąłem na 1450m po wcześniejszej dokrętce tuż przed lotniskiem do 1550m i od tej pory krążyłem w każdym możliwym do wykorzystania noszeniu żeby dociągnąć do Leszna były to noszenia rzędu 0.4-0.5 m/s.
Na południowym trawersie Jeziora Sławskiego znalazłem się na wysokości 1150m i złapałem noszenie 0.8 m/s w którym wykręciłem dolot do Leszna – 1450m była 17.28. Uśmiechnąłem się do siebie, gdy zobaczyłem w oddali znany mi z zawodów szybowcowych i treningu leszczyńskiego elewator zbóż, mimo, że do Michałkowa było 130 km poczułem się jak w domu. Wydawało mi się, że termika siadła, ponieważ utraciłem mało wysokości dolatując do Leszna praktycznie bez duszeń i noszeń – miąłem 850 m wysokości. Decyzja była ciężka lecieć do pola z prostej czy otworzyć hamulce i siadać w Lesznie. Ku zdziwieniu zauważyłem jak nad miastem w rejonie dworca PKP krąży szybowiec wyżej ode mnie jakieś 150 m. Był to Puchacz i szedł w górę – cud. Podleciałem i było 0.9 m/s średniego – dostałem jakby nowego impulsu zachęcającego do powrotu do Ostrowa. Wykręciłem 1400 m – nawet udało mi się dogonić Puchacza (pozdrawiam pilotów z tej maszyny gdyż niegrzecznie wleciałem przed ich dziób żeby wdrapać się wyżej i szybciej). Leszczyński las zapracował dla mnie na ocenę celującą i podarował mi 1.1 m/s i 1620 m wysokości, miejsce to opuściłem o godz. 18.20.
Ponieważ był to sierpień słoneczko powoli zaczynało zbliżać się do linii horyzontu a mi brakowało około 500m żeby dolecieć do domu. Przypomniało mi się, że po drodze przy Krobi często stał komin termiczny i właśnie tam na wysokości 1070m złapałem 0.3 m/s średniego wykręciłem 1320 m. Wiaterek wiał około 5 km/h w ogon także opłacało się krążyć w 0 m/s gdyż dopychało do lotniska no i zwiększało się prawdopodobieństwo, że siądzie termika i przy nastawie na zero Maccredye’go zniweluje się -150m pod kreską dolotową, ale puściło. Była 18.50 – 55 kilometr do domu i lot z prostej na metę w Ostrowie. Pozamykałem wszelkie okienka i wzierniki żeby zredukować maxymalnie zbędne opory i utrzymywałem prędkość maxymalnego zasięgu – jak na złość w rejonie Kobylina przydusiło trochę, ale -150m się utrzymywało. Nad gabinetem stomatologicznym Łukasza Florkowskiego w Krotoszynie miałem 530m i 24km do domu – liczyłem na farta ponieważ maszynka nie pokazywała, że dolecę. Kontynuując lot w osi 5 km/h wiatru wleciałem w zmniejszone opadanie rzędu 0.2 – 0.3 m/s, co zaczynało zwiększać zasięg do punktu przyziemienia, który wypadał mniej więcej przed granicą lotniska gdzie było 1,5 km lasu. 10 km 200 m zgłosiłem się do kwadratu, że najprawdopodobniej będę siadał przed zachodnim lasem… nie usłyszeli mnie, ponieważ byłem za nisko… Na szczęście w tym momencie startował Heniu Rauchut na swojej Cessnie przekazał informację do kwadratu a mi powiedział, że bozia ma mnie w opiece i dolecę… Ok wiedziałem, że przed lasem jest pole i jeśli będę miał wysokość na tyle bezpieczną żeby przejść las to tak zrobię, jeśli nie to odwijam do pola. Wszedłem nad las z zapasem wysokości. Za lasem jest pole, w którym można siadać z prostej miałem do niego zabezpieczony zasięg – znalazłem się nad nim 2.3 km do mety 60m wysokości, decyzja hamulce i krótko siedzę w polu czy kontynuuje dolot. Przemówiło drugie … prędkość 90 km/h zapas się cały czas utrzymuje a z przodu już otwarta przestrzeń i bezruch w powietrzu. Ponieważ analizowałem szybko i z uwagą końcówkę dolotu – kwadrat nie wiedział, czy lecę czy siedzę w polu, ponieważ nie miałem czasu na udzielenie informacji, co też mogłoby mnie rozproszyć. Wcześniejsza informacja z Cessny do kwadratu o moim niższym dolocie zabezpieczyła mi dolot od zachodu. Wleciałem nad lotnisko i zgłosiłem krótką prostą. Przeciąłem linię mety w dobiegu bez wcześniejszego otwierania hamulców – była 19.35, lot trwał 9 h i 10 min a słońce zaczęło chować się za horyzontem. W tym momencie uświadomiłem sobie, że mam 750km za sobą (poziom koncentracji na przelocie nakierowany był praktycznie cały dzień na to co z przodu) i tylko sczytać trasę żeby mieć dowód na to… Miałem farta udało mi się oblecieć 750 kilometrową trasę za pierwszym podejściem, gdzie większe problemy miałem z 300 km czy też 500 km. Nie zdążyłem wysiąść z szybowca jak Walek podbiegł z gratulacjami i puszką chłodnego napoju, który ugasił pragnienie zanim stanąłem na ziemi ostrowskiej. Największe zaskoczenie zrobiłem mojemu tacie, który o godz. 18.00 przylatując na lotnisko do Ostrowa z Leszna dowiedział się, że siedzę w białym ptaku i lecę na tą trasę, a rano przecież wziąłem plecak z domu i jechałem do Rzeszowa… Podsumowując ostatni bok – średnia prędkość 64.92 km/h a całego przelotu 86 km/h.
Bardzo miło wspominam ten dzień i życzę każdemu, aby doświadczył tego szczęścia a sobie trasy dłuższej o 250 km. Pozdrawiam – do zobaczenia pod tegorocznymi cu.